Dla tych, którzy nie czytali - nasz rejs rozpoczęliśmy TUTAJ, kontynuowaliśmy TU, zakończymy go zaś niniejszym wpisem.
Walka z falami tak nas wykończyła, że poczuliśmy potrzebę wzmocnienia się. Chętnie skorzystaliśmy więc z oferowanego na statku souvlaki (porcja souvlaki+frytki+bułka kosztowała nas 6 euro). Danie było przygotowane na miejscu i naprawdę nam smakowało. Nawet frytki smażone musiały być na świeżym oleju, bo były bardzo dobre. Nasze dziecię ze smakiem wgryzło się w souvlaki do tego stopnia, że nie można jej było wyrwać patyczka z rąk. Oczywiście towarzyszyło nam też wszechobecne na Zakynthos piwo Mythos, które już zdążyliśmy polubić. Nie jestem smakoszem tego złocistego napoju, ale Mythos jest na tyle łagodne i bez goryczki, że kilkakrotnie się na niego skusiłam podczas wakacji na wyspie.
Walka z falami tak nas wykończyła, że poczuliśmy potrzebę wzmocnienia się. Chętnie skorzystaliśmy więc z oferowanego na statku souvlaki (porcja souvlaki+frytki+bułka kosztowała nas 6 euro). Danie było przygotowane na miejscu i naprawdę nam smakowało. Nawet frytki smażone musiały być na świeżym oleju, bo były bardzo dobre. Nasze dziecię ze smakiem wgryzło się w souvlaki do tego stopnia, że nie można jej było wyrwać patyczka z rąk. Oczywiście towarzyszyło nam też wszechobecne na Zakynthos piwo Mythos, które już zdążyliśmy polubić. Nie jestem smakoszem tego złocistego napoju, ale Mythos jest na tyle łagodne i bez goryczki, że kilkakrotnie się na niego skusiłam podczas wakacji na wyspie.
Statek mocno kołysały
fale, do tego stopnia, że córeczka kilkakrotnie zasypiała, a ja przestałam
chłonąć widoczki, gdyż dopadło mnie coś w rodzaju choroby morskiej, wolałam
więc usiąść, przymknąć oczy i nie ryzykować gorszym samopoczuciem…
Na szczęście mąż czuł się świetnie i robił fotki.
Płynąc koło szmaragdowych,
błękitnych, białych i granatowych zatok, grot i klifów zahaczyliśmy m.in. o
urokliwe Porto Vromi, oglądając wyżłobioną w skale twarz Posejdona oraz Jaskinię Zakochanych. Następnie mijaliśmy
samotnie stojące na morzu białe skały Mizithres,
po czym znaleźliśmy się w okolicach jaskiń Keri, gdzie zaoferowano nam trzeci
już postój na pływanie w przecudnej urody wodach morza Jońskiego. Jako że moje
samopoczucie nie było najlepsze, tym razem zrezygnowałam z kąpieli.
Dalej popłynęliśmy przez
zatokę Laganas, teren Narodowego Parku Morskiego oraz minęliśmy wyspę w
kształcie żółwia, czyli Marathonisi.
Po opłynięciu
południowego cypla Zakynthos i będąc ponownie na wschodnim wybrzeżu można było
podziwiać fantastyczne plaże zatoki Vasilikos.
Aby uatrakcyjnić nam
czas – panowie z obsługi statku przebrali się i zaprezentowali taniec
narodowy Sirtaki, nazywany też tańcem Zorby lub po prostu Zorbą. W
przeciwieństwie do tego, co pokazuje się na wielu polskich weselach, Sirtaki w
odróżnieniu od większości greckich tańców ludowych nie jest tańczone w kole
trzymając się za ręce! Mężczyźni tworzą linię poprzez nałożenie dłoni na
ramionach sąsiada. Miło było popatrzeć na przystojnych, tańczących przy
akompaniamencie miłej dla ucha muzyki Greków.
Generalnie często
podczas rejsu towarzyszyła nam muzyka grecka bądź też ścieżka dźwiękowa z filmu
„Piraci z karaibów”, którą z mężem bardzo lubimy, no i która pasowała jak ulał do naszej
wyprawy.
Przed zakończeniem podróży Pirat zdjął flagę z masztu.
Przed zakończeniem podróży Pirat zdjął flagę z masztu.
Rejs wokół wyspy
zakończył się tam, gdzie się rozpoczął, czyli w porcie w stolicy wyspy, gdzie
piraci wypuścili uczestników wycieczki na ląd. Tam czekały autobusy, które
rozwiozły nas po hotelach.
To była piękna wycieczka, pełna zapierających dech w piersiach widoków i fal kołyszących nas w rytm greckiej muzyki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz