Jeśli chcesz gdzieś dojść, najlepiej znajdź kogoś, kto już
tam doszedł.
/Robert Kiyosaki/
|
Blog ten łączyć ma moje
dwie pasje: podróże i tzw. „zdrowe życie” – choć definicje zdrowego życia pewnie
każdy zna inną. Wyjaśnię jednak dalej o co mi chodzi.
Co do podróży - są one moją
i męża pasją, jednakże z co najmniej kilku powodów (zawodowo-kredytowo-czasowych)
nie udajemy się w nie często, chociaż kilka razy w roku to mus. Przy czym przez
podróże rozumiem tutaj zarówno te dłuższe oraz dalsze wakacyjne, jak i te krótkie
weekendowe lub nawet jednodniowe wycieczki. Wyjazdy te dostarczają nam radości
z odkrywania ciekawych miejsc, poznawania ludzi, odmiennych kultur, historii, smaków,
zapachów, no i pozwalają cieszyć się słońcem. Słońce to jest to, co kochamy i
to ono ma decydujący wpływ na wybór kolejnej destynacji. Zatem, choć kusi nas
tajemnicza Skandynawia, istnieje dość małe prawdopodobieństwo (choć nie mówimy
ostatecznie: NIE), że się tam wybierzemy z powyższego powodu.
Co do stylu podróżowania czy
uprawiania turystyki (jak kto woli) – tutaj z mężem nie dobraliśmy się do
końca. Dla mnie wizja podróży „na dziko” z noclegami gdziekolwiek może być
ekscytująca, mój mąż woli bardziej cywilizowane warunki.
Osiągnęliśmy jednak kompromis i łączymy te nasze style, tzn. czasem (rzadko) jest
all-inclusive z biurem podróży (choć nie przesiadujemy długo na terenie hotelu),
innym razem (częściej) – znajdujemy sobie miejsca noclegowe i organizujemy
pobyt bardziej spontanicznie. Raz jesteśmy bardziej podróżnikami, raz
turystami.
Na blogu znajdą się opisy
mniej lub bardziej zorganizowanych wypraw z naszą – już ponad 2,5-letnią – córką
(bazując na doświadczeniu sypniemy poradami dla rodziców pragnących wypoczywać,
zwiedzać, poznawać wraz ze swoimi dziećmi, zrecenzujemy co nieco, będziemy
rankingować, polecimy bądź odradzimy – tak by Czytelnicy bloga mogli uzyskać
informacje z pierwszej ręki) a może sięgniemy kiedyś do czasów przed
narodzeniem córki i napiszemy słów kilka o naszych podróżach z tamtego okresu. Nie wszystko
pamiętamy i nie wszystko w związku z tym będę mogła opisać. Jednak od
najbliższej wyprawy będę spisywać skrupulatnie wszystko to, co - moim zdaniem -
będzie warte utrwalenia.
Uwielbiam rodzinne blogi
podróżnicze, których autorzy decydują się na bardziej dzikie i ekstremalne
wyprawy niż my (trochę im tego zazdroszczę). Tutaj będzie jednak nieco inaczej.
A jak? Oto słów kilka o tym, czego możecie się spodziewać po tym blogu:
1.Prowadzić bloga będę tylko
ja (choć jego bohaterami będą też członkowie mojej rodziny i nie tylko) a
traktować on będzie głównie o rodzinnych wypadach w bardziej lub mniej znane
zakątki naszej planety.
2. Nie będzie tu o wyprawach
ekstremalnych, choć dreszczyku emocji z pewnością nie zabraknie! Będzie zaś o
wyjazdach, na jakie może wyruszyć każdy, kto kocha słońce, faunę i florę,
morze, góry, zabytki, miejsca z duszą itd.
3. Znaczna część tego bloga będzie traktować o tematach związanych z powrotem
do natury.
I tutaj należy się Wam parę słów wyjaśnienia:
Zagadnienie tzw. zdrowego życia jest mi bardzo bliskie, choć – nie ukrywam – jest to droga wyboista i z licznymi
potknięciami. Jednak już sama decyzja
dotycząca pójścia tą drogą w kierunku lepszej jakości życia zmieniła wiele na plus. A powodem tej decyzji była moja córeczka. Od pierwszego dnia, w którym
dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zmieniłam sposób odżywiania i życia w
ogóle. Pomogła mi w tym także cukrzyca ciążowa.
Potem dolegliwości, które dopadły moja malutką spowodowały, że jej dieta nie mogła być taka, jak większości dzieciaków, czyli pełna cukru, słodkich bułeczek, kaszek, soczków itp. To z kolei przyczyniło się do wymiany przeróżnych produktów w moich szafkach kuchennych i lodówce, z których wyrzuciłam biały ryż, biały makaron, gotowe kaszki dla dzieci, mleko modyfikowane, deserki w słoiczkach i inne przetworzone jedzonko. Zapełniłam zaś je: kaszą w dużej ilości (jaglaną, gryczaną i jęczmienną), brązowym/dzikim ryżem, makaronem pełnoziarnistym, migdałami, orzechami, jogurtami naturalnymi, warzywami, jabłkami, grapefruitami, olejem kokosowym itp.
Potem dolegliwości, które dopadły moja malutką spowodowały, że jej dieta nie mogła być taka, jak większości dzieciaków, czyli pełna cukru, słodkich bułeczek, kaszek, soczków itp. To z kolei przyczyniło się do wymiany przeróżnych produktów w moich szafkach kuchennych i lodówce, z których wyrzuciłam biały ryż, biały makaron, gotowe kaszki dla dzieci, mleko modyfikowane, deserki w słoiczkach i inne przetworzone jedzonko. Zapełniłam zaś je: kaszą w dużej ilości (jaglaną, gryczaną i jęczmienną), brązowym/dzikim ryżem, makaronem pełnoziarnistym, migdałami, orzechami, jogurtami naturalnymi, warzywami, jabłkami, grapefruitami, olejem kokosowym itp.
Jako że moje dziecko nie spożywa słodyczy (oprócz śladowych ilości np. podczas świąt czy imprez) i je niewiele - w miarę
możliwości - przetworzonej żywności, ja solidarnie też się staram jeść jak
najmniej „chemicznie” a jak najbardziej w zgodzie z naturą (mąż ma z tym
największy problem, choć jemu powinno być teoretycznie najłatwiej, wszak
pochodzi z wioski, czyli z jedzeniem przetworzonym miał mniej do czynienia niż
my miastowi…), staram się także używać naturalnych kosmetyków, środków czyszczących, będąc zaś w podróży poszukuję miejsc, w których możemy zadbać nie tylko o
ducha, ale także o nasze ciało w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Będzie zatem także i o tym, jak jeść i żyć zdrowo, będąc w domu i w podróży.
Znajdą się tu przepisy na dobre i zdrowe jedzonko. Na zdrowego ducha także.
Dlaczego chcę pisać o tym
wszystkim na blogu?
Po pierwsze, jedynie te wyjazdy, podczas których robiłam notatki, pamiętam w miarę dokładnie. Jednak nie zawsze mam motywację, aby notować, a decydując się na prowadzenie bloga – nie mam wyjścia. Zatem blog ma stanowić dla mnie główną siłę napędową do utrwalania momentów i wrażeń. Kiedy córka dorośnie a my będziemy na emeryturze, poczytamy sobie i pośmiejemy się (mam nadzieję!).
Po pierwsze, jedynie te wyjazdy, podczas których robiłam notatki, pamiętam w miarę dokładnie. Jednak nie zawsze mam motywację, aby notować, a decydując się na prowadzenie bloga – nie mam wyjścia. Zatem blog ma stanowić dla mnie główną siłę napędową do utrwalania momentów i wrażeń. Kiedy córka dorośnie a my będziemy na emeryturze, poczytamy sobie i pośmiejemy się (mam nadzieję!).
Po drugie, z każdego wyjazdu
przywozimy tzw. dobre rady dla znajomych, którzy chcą się wybrać w dane
miejsce. Niejednokrotnie pożyczałam komuś swoje zapiski dot. np. tanich
noclegów czy informacje o sklepach, w których warto kupować. Teraz doszły
jeszcze porady dla rodziców z dziećmi, bo zwracam uwagę na to, gdzie uwzględnia
się dzieci i ich potrzeby a gdzie nie. Sami zresztą bardzo chętnie korzystamy
ze wskazówek innych osób (w tym bloggerów), planując nasze wyjazdy. Aby więc
się nie rozdrabniać powtarzając kilku osobom to samo a propos danej podróży, no
i aby móc podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniami, wszystko (no, prawie) zamieszczę
na blogu.
Po trzecie – mój kolega z
pracy posiadający dwójkę małych dzieci twierdzi, że na wakacje to oni wspólnie
z latoroślami wyjadą nie wcześniej, niż kiedy skończą one jakieś 12 lat. Ja
natomiast będę się starała pokazać, że dziecko nie jest ograniczeniem, ale
często bodźcem, aby coś lepiej przygotować, pełniej przeżyć czy nawet spełnić
marzenia (wreszcie możemy się pobawić ciuchcią i nikt na nas nie patrzy jak
na infantylnych dziwaków!).
Po czwarte – cieszę się
zawsze, kiedy znajdę jakąś ciekawą informację, która może spowodować poprawę jakości
naszego życia i mam silną potrzebę podzielenia się nią.
Zakładając bloga, zastanawiałam się jak określić jego charakter. Łączyć on ma bowiem pasję podróżniczą z różnymi innymi aspektami życia, zdrową żywnością, naturalnymi kosmetykami itp. z naciskiem na bycie mamą – w końcu córka jest dla mnie centrum działań wszelakich (już słyszę te głosy krytyki). Odkąd Mała jest na świecie – chcąc zrobić cokolwiek muszę wziąć pod uwagę, że jestem rodzicem. Kto ma dzieci (szczególnie latorośle będące indywidualistami i nie poddające się łatwo sugestiom rodziców) ten wie, że wyjście dokądkolwiek, czy to do lekarza, czy na zakupy czy na plac zabaw, nie jest ot takim sobie beztroskim wyjściem z rękoma w kieszeni, tylko wymaga konkretnego, przemyślanego planu działania. Co więcej, wymaga zdolności przewidywania. Mój plan dnia, w tym oddawanie się hobby czy choćby pisanie bloga jest w dość dużym stopniu układany „pod dziecko” a gdziekolwiek udajemy się z córką, traktuję to jak mini, małą, średnią, dużą lub mega wyprawę).
Blog ten będzie zatem traktował
zarówno o podróżach, jak i tych naszych małych wyprawach i odkryciach składających
się na życie codzienne, które przecież też jest podróżą.
Będziemy na nim podróżować w
czasie, przestrzeni, jak i opisywać to, co akurat w duszy (i ciele) nam
będzie grało.
Podsumowując, można
określić go jako podróżniczo-parentingowo-kulinarno-lifestylowy. Niezła mieszanka, prawda?
Mam nadzieję, że będziecie razem z nami eksplorować życie i to, co z sobą niesie!
Polecamy Aliena Tours www.alienatours.pl? Znakomity organizator wycieczek!
OdpowiedzUsuń